wtorek, 1 czerwca 2010

trupy w salonie

Kończąc moją HBOwską odyseję, poświęcę nieco więcej miejsca na wyjątkowy serial wyprodukowany przez tę stację: "Sześć stóp pod ziemią". Moim zdaniem ustanowił pewien przełom gatunkowy: produkcje poruszające tak drażliwe tematy jak "Trawka", "Californication", czy "Dexter" (który odgapił od Sześciu Stóp głównego bohatera;]) nie mogłyby powstać, gdyby nie odwaga Alana Balla.

Żeby mówić o znaczeniu i głównej zalecie tego serialu, zastanówmy się, czego nie chcielibyśmy oglądać. Ale tak naprawdę. Nie myślcie o głodnych dzieciach w Afryce, bo wiadomo, ze to wszystkich tylko podbudowuje, że "no, ja to nie mam tak źle" albo "aaa, pewnie coś przekłamali, bo chcą więcej kasy, a tak naprawdę nic im nie jest". Pomyślcie o czymś ABSOLUTNIE odrażającym. ABSOLUTNIE dyskryminowanym w dyskursie telewizyjnym. O ostatnim temacie, o jakim chcielibyście słuchać, a już zwłaszcza w rozrywkowej telewizji. Wracacie do domu, włączacie TV i przy jakim temacie zmienicie kanał? (Ja przy motoryzacji i sporcie:/). Ale poza tym...no generalnie, co by tu nie mówić, przy śmierci. Nie śmierci w kinie akcji i nie śmierci pokazywanej przez to, jak kto ubierze się na pogrzeb, kto się na nim pogodzi, i jak to wdowy będą opowiadać "no ale tak, życie toczy się dalej". Robi się nieprzyjemnie.

Kiedyś największym społecznym tabu był seks. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że tak już nie jest:P Obecnie, a właściwie zawsze, to świadomość własnej śmiertelności jest bodaj najbardziej represjonowaną informacją docierającą do naszych mózgów. Alan Ball stwierdził, że nie ma co tego dłużej ukrywać i postanowił zakomunikować to szerokiej publiczności.

Serial „Sześć stóp pod ziemią” ukazywał życie Fisherów, rodziny z Kalifornii, która prowadzi niewielki, rodzinny interes. Główne wątki koncentrowały się wokół problemów dojrzewającej Claire, przeżywającej drugą młodość jej matki, gospodyni domowej Ruth, perypetii miłosnych Nate'a, walki braci z nieuczciwą konkurencją i homoseksualizmu Davida. Ale najistotniejsze jest to, że tłem napędzających akcję wydarzeń i głównym tematem serialu była śmierć. Fisherowie prowadzili zakład pogrzebowy, który mieścił się na parterze i w piwnicach domu, w którym mieszkali. W związku z tą niezwykłą profesją, życie zawodowe wpływało na ich życie prywatne i przenikało wszystkie aspekty fabuły. Praktycznie w każdym odcinku widzowie byli świadkami umierania i żałoby.

Trudno przecenić innowacyjność postawienia widzów wprost naprzeciwko tego za wszelką cenę unikanego w telewizji motywu. Pojawia się on oczywiście w serialach kryminalnych, ale służy w nich wyłącznie jako fabularny pretekst do rozpoczęcia pasjonującego śledztwa. Schwytanie przestępcy pod koniec odcinka doszczętnie eliminuje wszelkie niepokoje, jakie może wzbudzać. Podobnie instrumentalnie traktowani są w tego typu przedstawieniach bliscy zmarłych: pogrążeni w żalu szybko znajdują pocieszenie, a w szczególności ich stan emocjonalny nie jest roztrząsany. „Sześć stóp pod ziemią” z chłodnym obiektywizmem położył największy nacisk na pogłębienie psychologicznego portretu postaci i wyłonienie na powierzchnię ich życia duchowego, podświadomych, tłumionych lęków, wspólnych nie tylko wszystkim postaciom pojawiającym się w serialu, ale i widzom. W każdym odcinku któryś z żyjących bohaterów prowadzi wewnętrzny dialog z denatem, którego pochówkiem akurat zajmowali się „Fisher and Sons”.

Ale z drugiej strony, jak powiedział Alan Ball, ostatecznym celem utworu była afirmacja życia. „To serial o życiu w cieniu śmierci”. Wprowadził „aktywne życie pośmiertne” jako integralną część aktywnego życia wewnętrznego żyjących, wzbudzając i oswajając w widzach lęk egzystencjalny, bardziej dojmujący niż ten percypowany podczas oglądania horrorów.

W Stanach przeprowadzono nawet badania, które wykazały jego psychoterapeutyczną rolę dla społeczeństwa. Ludzie stwierdzili, że takie wiarygodne "obcowanie" ze śmiercią, nie ugłaskane, ale i nie ziejące odchłanią piekielną i nihilizmem, nie jest "aż takie złe" i zachęca ich do poznawania kolejnych denatów. Cóż, zawsze diabeł znany lepszy niż nieznany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz